Zawsze miałem pecha - bynajmniej tak mi się wydawało przez większość mojego dotychczasowego życia. Jakby nieśmiałość i fatalna kondycja to było mało, cokolwiek chciałem zrobić lub osiągnąć, wciąż napotykałem na masę niewygodnych wydarzeń. W kilku rzeczach niezły, w żadnej tak na prawdę dobry, nie miałem z czego czerpać pozytywnego natchnienia. Resztki sił zużywałem na utrudnione nieśmiałością kontakty z rówieśnikami. Teraz wiem, że brakowało mi zwyczajnie pewności siebie i... poczucia celu.
Sukces? – raczej „niewielki sukcesik”, jak mi się wtedy wydawało, zadziałał jak kubeł zimnej wody. Otworzył mi oczy i drzwi do kariery. Krótkie opowiadanie na konkurs organizowany przez zespół tworzący gry komputerowe, które napisałem i wysłałem na zasadzie „a nuż coś z tego wyjdzie…” pozwoliło mi dołączyć do zespołu developerskiego jako scenarzysta. Fascynujące mnie od dawna fabularne, ambitne gry komputerowe przestały być w tym momencie tym, czym zawsze były – sam zacząłem je tworzyć! Po raz pierwszy w życiu poczułem, że mogę być w czymś na prawdę dobry – odkryłem swoje powołanie!. Rozpoczął się proces, dzięki któremu zrozumiałem naturę mojej nieśmiałości. Zrozumiałem, że żaden z małych sukcesów, jakie uznawałem za fart, nie były przypadkowe. Dotarło do mnie jak bardzo wyolbrzymiałem wszystkie problemy i przeszkody na mojej drodze, jednocześnie ignorując przechodzące obok szanse.
Zrozumiałem, że każda porażka uczy nas czegoś nowego. Jest doświadczeniem na przyszłość. Kiedy upadamy, tak naprawdę zdobywamy nowe doświadczenie. Ważne jest, by kolejny raz nie popełniać tych samych błędów, a uczyć się na nich, budując silny fundament drogi, którą chce się podążać.
Wcześniej koncentrowałem się na tym, co negatywne. Obracałem każdą szczerą pochwałę czy komplement w próbę nieszczerego podnoszenia mnie na duchu w mojej wyimaginowanej, beznadziejnej sytuacji. Nie rozumiałem, że śliczna dziewczyna, która w moim mniemaniu robiła sobie ze mnie żarty (bo jakim cudem mógłbym się jej podobać?), była we mnie zakochana.
Z chwilą szansy jaka została mi dana, zacząłem uważniej obserwować świat wokół… i wreszcie iść na przód.
Dziś jestem zawodowym projektantem gier służących rozwojowi. Stawiam pierwsze duże kroki w biznesie, jestem silniejszy i zdrowszy. Rozwijam się w tempie, które zaskakuje mnie samego. Jak kiedyś powiedział dawno temu pewien Chińczyk - "Rób to co lubisz, a nigdy nie będziesz pracować". Nazywał się Konfucjusz.
Robię to co kocham, a wszystko co robię, robię dla ludzi, również dla Ciebie.
Dziś pokazuję się Tobie, trochę jeszcze nieśmiało, ale jednak. Pokazuję się dlatego, że mam zobowiązania wobec dzieł które tworzę. Narzędzi zmieniania świata przez zrozumienie. Gier rozwojowych, szkoleniowych tak skutecznych, że nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdyby miały zgnić w twórczej "szufladzie". Należy dać je światu!